poniedziałek, 13 października 2014

#14 Niedziela w Philly.

To ja dzień po dniu. Dwa koty w domu to o dwa koty za dużo. Oczywiście kocham te dwa małe upierdliwce, szczególnie Snickersa, który jest trochę jak pies i aportuje, ale jednak... dajcie mi jakąś psinkę do wytarmoszenia!

Niedziela w Filadelfii od początku zapowiadała się świetnie. Dzień zaczęłam na kolanach od poszukiwań zagubionego od trzech dni kolczyka. Miałam podejrzenia, że wpadł do kratki w której znajduje się grzejnik, ale na szczęście nie, leżał pod biurkiem. Od tego momentu wiedziałam, że to będzie dobry dzień. 
Na dworzec pojechałam samochodem, wsiadłam do pociągu, wysiadłam na 30th Street, spotkałam się z dziewczynami i ruszyłyśmy w miasto. 
Zaczęłyśmy od Starbucksa, jakżeby inaczej. A potem było już tylko lepiej... natknęłyśmy się na H&M i utknęłyśmy tam na dobre. Uwierzycie, że jesteśmy w Stanach i robimy zakupy w typowym, najbardziej typowym, najtypowszym (taak, nie ma takiego słowa, ale ono tak genialnie opisuje sytuację) europejskim sklepie? Inaczej być nie mogło. Obkupiłyśmy się po dziurki w nosie. Odwiedziłyśmy sporo innych sklepów w okolicy, ale jednak okazało się, że stary, dobry i sprawdzony H&M przebija konkurencję. Dzień zakończyłyśmy chińskim jedzeniem, które podziałało na mnie jak genialny przeczyszczacz... hm.

Abstrahując od niedzielnej wycieczki, ale pozostając w temacie sklepów muszę powiedzieć, że w piątek byłam w przegenialnym, przeogromnym centrum handlowym w którym znalazłam takie marki jak Forever 21, Louis Vuitton, Hermes, H&M... czyli mydło i powidło, sklepy dla bidoty jak i dla bogaczy. Miejsce do którego będę wracać, bo jest oddalone od mojej miejscowości o 15 minut autostradą.
Do tego centrum pojechałam z moją hostką. Kupiłam iPhona i kartę do niego, więc mam teraz świetny kontakt ze światem, jako iż hostka dopłaca mi 40 dolarów do telefonu, a za 60 dolarów mam duży pakiet internetu i darmowe rozmowy i SMSy do wszystkich. Czyli zaczynam się uzależniać od ciągłego dostępu do sieci. Bardzo straszne. Bardzo.
W piątek wieczorem pojechaliśmy na pizzę bingo do szkoły E. W skrócie: najpierw jedliśmy pizzę, a potem graliśmy w bingo. Wygrałam dwa razy. A potem musiałam się urwać, bo o 19.30 miałam jazdę i szalony instruktor zabrał mnie do centrum Philly, żeby pokazać mi "najgorętsze kluby w mieście". Cytując: "tu się schlejesz w trupa, tam ledwo się trzymałem na nogach, tu podrywałem jedną laskę (...)". Dodam, że hostka zapisała mnie do tej szkoły, bo jest prowadzona przez policjantów.

W sobotę natomiast byłam na Oktoberfest u sąsiadów. Dużo piwa, kiełbaski, kiszona kapusta... takie atrakcje. Poza tym było zimno, padał deszcz i była niezliczona ilość dzieci w każdym wieku. Ale oczywiście nie było żadnych przystojnych starszych braci opiekujących się młodszym rodzeństwem. Ani nieprzystojnych starszych braci jeśli mam być ścisła. Ani nawet starszych sióstr.
Czyli stałam jak ten kołek na tym zimnie w mojej przeczadowej różowej bluzie z napisem Arizona (przypadkowy prezent od hostki) i czułam się jak totalny dziwak.

 To było nawet ekscytujące.

 Moja czadowa różowa bluza z napisem "Arizona". Wybaczcie, że daruję sobie moją twarz, ale... Ale no nie, nie z tym uśmiechem, nie w tej bluzie, nie w tej bawarskiej czapeczce.

A po Oktoberfeście oglądamy "Krainę Lodu". A w samochodzie słuchamy tylko tego soundtracku... (i nie, nie wiem dlaczego to zdjęcie jest w tę stronę, nie umiem tego zmienić :/).


Robiłam zdjęcia panoramy miasta, nie chłopaków grających w piłkę. He he... he.. he... he...

Odwróćcie głowy/monitory i podziwiajcie. To miasto jest piękne!

Zabijcie, nie wiem czemu te wszystkie zdjęcia są w takim stanie mimo, że zostały odwrócone i powinny wyglądać normalnie. W każdym razie: bluza z GAPa to było moje must have. Kocham ją, serio!

W końcu znalazłam czas i zjadłam cukierki, które dostałam od współlokatorki-meksykanki na szkoleniu dla au pair :)

 Kocham te skarpetki. Ale wolę te ze świnkami. Kiedyś zrobię zdjęcie i Wam pokażę. Jakby co: H&M! of course :D

I to by było na tyle w dzisiejszym poście. Nadal:
- jest super,
- hostka jest kochana,
- dziewczynki przesłodkie,
- nie mam na co narzekać.

Juhu!






9 komentarzy:

  1. Tam faktycznie jest taki szał na Krainę Lodu? Moja młodsza nawet chce się przebrać za Elzę na halloween :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już nawet nie jest szał. To jest szaleństwo zakrawające o paranoję. Podejrzewam, że w tym roku na halloween będą same Elsy, kilka Ann i sporo Olafów :D
      Moje dziewczynki też miały się przebrać za Elsę i Annę, ale ostatecznie nie wiem na czym stanęło.
      W każdym razie: oni tu to kochają.

      Usuń
  2. super,ale fajna pogoda :) bede obserwowac i zapraszam do mnie ja za tydzien w US :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogoda była rewelacyjna, teraz już tylko pada przez cały tydzień.
      Obserwuję również :)

      Usuń
  3. Ćwiczenia karku na dziś zaliczone :D
    Dla mnie H&M to najlepszy sklep, więc gdziekolwiek bym była nie zrezygnuję z przyjemności zakupów w nim :D
    Powiedz mi proszę jaki masz model iPhona i z jakimi kosztami to się wiąże? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po następną porcję zapraszam do kolejnej notki, bo coś czuję, że będę już miała ten problem :/
      Haha, to prawda, ja też uwielbiam H&M ale kurcze, miałam nadzieję na porcje "fashion from USA". Jednakże okazuje się, że to albo dużo kosztuje, albo jest bluzą z GAPa :D

      Och, mogłam o tym wspomnieć w notce! Mam iPhona 5s, któego kupiłam za 600 dolarów (630 z podatkiem) plus osłona na ekran za 20 dol. (na amazonie - taka jakby naklejka, ale grubsza, koleś w salonie at&t pokazywał nam swojego iPhona, który upadł i to nie ekran się połamał, a właśnie ta protekcja czy jakkolwiek to nazwać) i 30 dol. za przeźroczystego case (wiem, że totalnie przepłaciłam, ale nie żałuję, bo pierwszego dnia mój telefon zaliczył pierwszy upadek ostro pikując na podłogę).

      Usuń
  4. Przeczytałam pare ostatnich postów i przysięgam chce cie poznać bo cos czuje ze byśmy sie dobrze dogadały. Zwłaszcza po zdjęciu panoramy miasta, hehehe he.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja z wielką chęcią Cię poznam, bo już od jakiegoś czasu czytam Twojego bloga i przez pryzmat Twoich postów lubię Cię :)
      Co do panoramy miasta: zdjęcie robiłam aparatem, więc wielkiego zbliżenia zrobić nie mogłam, choć - przyznam - próbowałam dojrzeć kogoś fajnego na tej murawie :D

      Usuń
  5. Dzięki za odwiedzenie bloga:)

    Super przeczytać, że jest Ci dobrze u rodzinki:) Zawsze się cieszę jak komuś się udaje:))

    OdpowiedzUsuń